Forum Twierdza Zaknafeina
Twierdza wyobraźni...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wieczna opowieść

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twierdza Zaknafeina Strona Główna -> Twórczość użytkowników
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zaknafein
Mroczny Fechmistrz



Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Podmroku

PostWysłany: Pią 21:19, 16 Wrz 2005    Temat postu: Wieczna opowieść

WSTĘP:Zabawa polega na ciągłym uzupełnianiu powieści. Każdy użytkownik forum może dodać coś od siebie, dopisać ciąg dalszy. Będzie to więc jedna historia tworzona przez wiele osób. Może wyjść coś naprawdę ciekawego:)

Od siebie chciałbym dodać pewne podstawowe warunki pisania opowieści by wszystko nie przerodziło się w chaos i wbrew nazwie nie zakończyło się szybko. Mianowicie:
a) Opowiadanie pisane przez kogoś, musi być logiczną kontynuacją opowieści poprzedniej osoby
b) Zabrania się bezmyślnego zabijania członków drużyny, wprowadzania nowych super herosów
c) Zabrania się odchodzenia od wątku głównego, czyli przygód drużyny
Jeżeli autor tematu ma jeszcze jakieś założenia (te są ode mnie, bo wiem czym podobne historie kończą się na sesji) to niech się dopisze.
Nojumi


hmm po przeczytaniu powyższego textu Nojumiego dodam coś od siebie:
1. Zabrania się pisania tylko po to, żeby było-tzn. 2 zdań czy też czegoś po prostu bez sensu(chodzi mi o naciągane posty, napisane tylko w celu zwiększenia poziomu użytkownika)
2. Zabrania się nawiązywania do jakichkolwiek innych textów znalezionych na necie czy gdziekolwiek.
3. Zastrzegam sobie prawo do usunięcia postów, jeśli będę miał WAŻNY powód. Oczywiście wcześniej powiadomię autora, który będzie mógł poznać moją motywację i ewentualnie zmienić post.

****************************************************

Karczma „Pod Mithrilowym Toporem” była najsłynniejsza nie tylko w samym Grungporcie, ale też w całym królestwie. Może to ze względu na jej karczmarza-krasnoluda Hogguna Shieldtwistera, słynnego bohatera Dawnych Lat, od którego magicznej broni, topora zwanego Blaskiem Starożytnych, wzięła się jej nazwa. Może też ze względu na niesamowity ład panujący w jej wnętrzu – Hoggun, mimo, że posunięty wiekiem, miał jeszcze krzepę i nienawidził bójek. Możliwe też, że swą sławę zawdzięczała licznym zjazdom poszukiwaczy przygód, którzy za punkt honoru stawiali sobie odwiedzenie jej w celu pogadania ze słynnym krasnoludem, wypicia najmocniejszego piwa, przedniego wina i wreszcie opowiedzenia swych przygód i pochwalenia się artefaktami – zdobyczami z wypraw i dowodami na męstwo...
Nawet teraz, mimo wczesnej, popołudniowej pory, w karczmie zebrał się spory tłumek. Siedzieli tu głównie mieszkańcy Grungportu – sławnego miasta położonego nad brzegiem Błękitnej Wody, jednego z najwspanialszych miast kupieckich w królestwie – stali bywalcy. Jednak jedna grupa było nieco bardziej charakterystyczna...
- I po cóż było tu przyjeżdżać-burknął krasnolud w pięknej zbroi, siedzący w raz ze swymi towarzyszami w kącie karczmy – Tracimy tylko czas...Mówiłeś, elfie, że w Grungporcie każdy żądny złota, a nie bojący się wyzwań znajdzie zajęcie! Tak to jest zaufać długouchemu. Masz pojęcie, ile kosztował nas przejazd tutaj? Czterysta sztuk złota, nie licząc pożywienia!
- Gdybyś tyle nie jadł, zapłacilibyśmy połowę tej sumy – rzekł spokojnie przystojny elf w długim, brązowym płaszczy i lśniącej koszulce kolczej – W przejazd był wliczony posiłek, ale ty oczywiście uznałeś, że zbyt skromny dla twojej osoby.
- Ha! – warknął oburzony krasnolud – Potrzebuję jedzenia w większych ilościach, jestem mężczyzną, a nie wychudzoną panienką dbającą o figurę jak ty! Zresztą to nie usprawiedliwia tego, że nie ma tu nic do roboty! A bez złota nie ma jedzenia i noclegu... Ani tego prześwietnego piwa...Najlepsze z tych, które piłem i dlatego takie drogie. Od razu czuć, że to krasnoludzka robota!
- Robota przyjdzie do ciebie sama, szlachetny krasnoludzie – powiedziała piękna półelfka odziana w ciasną, skórzaną zbroję.
- Szybciej, niż się spodziewasz – dodała, puszczając oko do elfa, który uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Cicho, drzewolubna wiedźmo – warknął krasnolud, pociągając tęgi łyk piwa.
Nagle drzwi karczmy otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku ubrany w marynarski strój z szeroką szablą za pasem. Wyjął z tuby na swoje przywiązanej do uda pergamin i za pomocą żelaznego szpikulca wbił go w szeroki drewniany słup ogłoszeniowy w karczmie – kolejna nowinka „Pod Mithrilowym Toporem” wymyślono przez karczmarza i ściągająca więcej klientów. Zresztą wszyscy rządni przygód i tak tu przychodzili, więc pomysł nie miał prawa nie zadać egzaminu...
- Oferta pracy? – rzekł zdziwiony krasnolud – Triel, ty coś...
- Cisza! – syknął dotąd milczący wysoki, umięśniony mężczyzna, którego ciało ozdobione było tatuażami – Wystarczy tych waszych kłótni!
- Azraelu, spokojnie... – zaczął krasnolud.
Nazwany Azraelem wstał i podszedł do słupa. Wyjął własny pergamin, przyłożył go do tego zawieszonego wcześniej przez marynarza i nakreślił w powietrzu płonący znak, szepcząc przy tym słowa w tajemniczym języku. Po chwili wrócił do stołu.
- Skopiowałem to ogłoszenie – powiedział – Czytaj, Thorimie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojumi
Poziom 7
Poziom 7



Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 230
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Vast Nothingness of Space

PostWysłany: Wto 19:06, 20 Wrz 2005    Temat postu:

Krasnolud odstwaił kufel piwa na dębową ławę i spojrzął na znajdujący się przed nim pergamin. Wysilił oczy i zbliżył do niego głowę. Rozmany wzrok powracał do normy, a runy przestawały biegać w nieładzie uniemożliwiając czytanie. Thorim nachylił się bardziej, niemal dotykając nosem pergaminu i zaczął szeptem mówić:
-Lorhendhes Theriviolerto, miejscowy kupiec poszukuje chętnych do pomocy przy... - krasnolud przerwał i przybliżył kufel do ust. Uniósł oczy na podnieconych towarzyszy i dokończył - oczyszczaniu górskiego szlaku. Wszyscy chętni mają się zgłosić dziś do wieczora u burmistrza celem... - Thorimowi przerwał stukot upadających krzeseł, szybkie kroki oraz odgłos trzaskających drzwi karczemnych. Oznaczało to iż jego towarzyszom równie brakowało przygody, oraz mimo iż tego nie okazywali, także chcieli jak najszybciej opuścić tą przereklamowaną dziurę. - uzgodnienia szczegółów dotyczących zapłaty. - dokończył krasnolud. Z własnego doświadczenia wiedział, iż niedokańczanie czytania ogłoszeń może wpakować ich w kolejne kłopoty. Jednak w umyśle wmawiał sobie, iż drużyna zostawiła go, ufając mu i powierzając to jakże ważne zadanie, inaczej by nie ruszyli bez niego. Krasnolud wstał powoli, położył złotą monetę na stole, po czym wraz ze swoim ekwipunkiem opuścił kraczmę kierując się ku wieży ratusza, górującej nad miastem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anaron_duke
Poziom 5
Poziom 5



Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 0:02, 13 Paź 2005    Temat postu:

Hogguna Shieldtwister uważnie przypatrywał się owej charakterystycznej zbieraninie ras i charakterów. Jedna drużyna poszukiwaczy przygód przykuwała jego wzrok - sam nie wiedział czemu... Niby nie było w niej nic specjalnego - ale jednak coś mu mówiło, że nie są typowymi łazęgami włóczącymi się po świecie, obijającymi po tawernach i kłócącymi się ze wszystkimi i o wszystko... Hoggun uśmiechnął się do siebie - tak, ta drużyna przypominała mu jego czas młodości, gdy i on wyruszał na wyprawy... Wtem szybkie oko krasnoludzkiego weterana walk skierowało się w kierunku drzwi - które chwilkę potem otworzyły się, by ukazać marynarza z dobrze znanym Hoggunowi ogłoszeniem. Krasnolud dawniej zdzierał je za każdym razem, gdy je wieszano, potem zdzierał już tylko z samego ranka - a dzisiaj, zdzierali je sami bywalcy jego karczmy, gdy przechodzili obok słupa... To było to słynne, niewykonalne ogłoszenie, którego wielu się podjęło, ale nikt nigdy nie wrócił... Hoggun dawno nauczył się nim nie przejmować - wkońcu nigdy nie przejmował się zbytnio losem innych drużyn poszukiwaczy przygód, a i nikt mądry kto słyszał plotki o tym ogłoszeniu by się go nigdy nie podjął... Lecz z owej grupki przypominającej młodość Hoggunowi wyłonił się jeden osobnik - który podszedł w spokoju do słupa, użył jakiejś swej magicznej sztuczki, i dał swym towarzyszom do przeczytania... A ci prócz czytającego - krasnoluda, szybko rzucili się jako jedyni do drzwi, jakby ktoś miał zabrać im to zlecenie... Czyżby byli tacy głupi, czy aż tak odważni? Jedynie ów krasnolud czytał powoli do końca, po czym opuścił stolik zostawiając na nim złotą monetę... Huggen wiedział, że to za dużo niż kosztował ich zaserwowany przez niego wikt... W starym krasnoludzie ścisnęło się serce, i poczuł ból i żal... Musi im powiedzieć prawdę o tym zleceniu i wszystkim co niego dotyczy... zanim staną się kolejną grupką poszukiwaczy przygód o wspólnej, pustej bezimiennej mogile na miejscowym cmentarzu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zaknafein
Mroczny Fechmistrz



Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Podmroku

PostWysłany: Pią 21:58, 14 Paź 2005    Temat postu:

Hoggun zostawił karczmę pod nadzorem swojego wnuka i ruszył wąskimi alejkami miasta w pościg za drużyną poszukiwaczy przygód. Do paska miał przypięte swoje słynne młoty-Pomstę Dumathoina i Mithrilowy Grom. Mało kto wiedział, że krasnolud ma jeszcze swoje bronie, według ogólnie przyjętej plotki zostały one oddane krasnoludzkiemu klanowi Bartor, z którego wywodził się Hoggun.
Było już późno, jednak to nie przeszkadzało oczom krasnoluda. Jego karczma leżała na peryferiach miasta, więc miał przed sobą kawał drogi do ratusza... Poza tym poszukiwacze byli młodzi i w pełni sił, a on stary, bardzo stary... I bardzo zmęczony. Po pół godziny forsownego marszu Hoggun oparł się o ścianę jakiejś kamienicy dysząc cieżko. Od ponad 40 lat nie przemierzył tak wielkiej odległości... Nagle z uliczki obok wyłoniły się cztery postacie. Kraslolud położył dłonie na trzonkach swych młotów i przyjrzał się im uważniej. Jeden był niski, krępy, z długą brodą do pasa. Odziany w niedźwiedzie skóry, w rękach ściskał topór i tarczę. Poza tym śmierdział jak niemyty skunks. Pozostała trójka miała twarze zasłonięte chustami. Byli to ludzie lub elfy, sądząc po wzroście i posturze. Dwaj mężczyźni i kobieta. Ta ostatnia przemówiła do niego łagodnie.
- Co tu robisz o tak późnej porze, dziaduszku?
- Pierdol się - odburknął krasnolud.
- Przestań, Hoggunie - szepnął jeden z mężczyzn - Idziesz za tamtą drużyną, prawda? Nie zaprzeczaj, śledzimy cię od samej karczmy. Znamy cię, wiedzieliśmy, że w końcu to zrobisz. Widać nie wiesz, że komuś zależy na dyskrecji...
- Robię zawsze to, co zechcę - warknął krzepki krasnolud - Nie zabronisz mi tego ani ty, ani twój mistrz.
- Masz rację - przytaknął mężczyzna - Nie zabronimy. Ale za to powstrzymamy... Na wieczność.
Krasnolud zbladł i wyciągnął młoty. Nie miał ich w dłoniach tak dawno, że nie był pewnien, czy potrafi ich jeszcze sprawnie używać...
- Ja się nim zajmę - wycharczał śmierdzący krasnolud - Zawsze chciałem zmierzyć się z tą tak zwaną legendą. Udowodnię, że ten śmieć nie wart jest jednej linijki w zasranej krasnoludzkiej kronice klanowej. Ja, Vardoth Szary Niedźwiedź pokażę temu starcowi na czym polega walka.
- Berseker - splunął Hoggun - Gardzę tobą bardziej, niż robakiem pełzającym wśród krowiego łajna. Zdradziłeś swój lud! Jesteś zwykłym psem, zwierzęciem...
- Zamknij się! - ryknął Vardoth, uderzając potężnie swoim toporem okrytym zasechniętą krwią. Cios był tak potężny dla osłabłych przez lata ramion Hogguna, że ten musiał sparować oboma brońmi na raz. Stary karczmarz był jednak weteranem. Walki tak łatwo się nie zapomina, zwłaszcza, gdy jest się krasnoludem. Pomsta Dumathoina z sykiem spadła na ramię Vardotha. Berseker ryknął, lecz zanim zdążył oddać cios, Mithrilowy Grom uderzył w jego topór. Potężny impuls elektryczny odebrał czucie w jego ręce i zniszczył broń. Prastara magia runiczna broni znów dowiodła o swej wartości.
- Ty psie! Twoja matka ssała fiuty niedomytych trolli! - wrzasnął Hoggun i spuścił oba młoty na tors bersekera. Przypomniały mu się dawne lata, gdy jako młodzik mógł walczyć godzinami bez zmęczenia... Wyprowadził zaledwie parę ciosów, a jego ramiona już piekły na całej długości. Nie dał tego po sobie znać - Mithrilowy Grom strzaskał tarczę starającego się zasłonić Vardotha, a Pomsta Dumathoina posłała go na kilka metrów do tyłu.
- Tylko na tyle cię stać, starcze? - warknął berseker, wypluwając na ziemię krew - Obiecałem ci pokaz prawdziwej walki...Patrz więc!
Skóra Vardotha napięła się i pokryła futrem. Jego sylwetka zaczęła się zmieniać i rosnąć. Odzienie krasnoluda już po chwili leżało w strzępach na ziemi. Ręce bersekera wydłużyły się i wyrosły z nich szpony. Stawał się niedźwiedziem, korzystając z bersekerskiego rytuału totemu. Przyzwał ducha bestii, a ona posłusznie wstąpiła w jego ciało.
Vardoth-niedźwiedź ryknął i ruszył na starego krasnoluda. Hoggun podniósł młoty, lecz osłabione ramiona okazały się wolniejsze od potężnych szponów bestii. Berseker wbił je w jego klatkę piersiową. Starzec wrzasnął, berseker wiedział, gdzie uderzyć. Prastare artefakty upadły na bruk. Czarne oczy bestii z satysfakcją patrzyły na konającego krasnoludzkiego bohatera. Z twarzy Hogguna odbiegła krew. Wiedział, że to koniec. Jego zsiniałe wargi rozpoczęły najpierw cichą, lecz potem nabierającą potęgi pieśń do Dumathoina i Moradina. Wściekły Vardoth szarpnął mocniej, chcąc za wszelką cenę uciszyć starca. Ten hymn był dla niego stokroć gorszy od każdej obelgi. Twarde szpony po prostu rozerwały ciało karczmarza na strzępy. Taki był koniec sławetnego Hogguna Mithrilowego Topora...Spełniło się jego największe marzenia-zginąć w walce, nie ze starości. Przez chwilę znów mógł wrócić do najlepszych lat swego życia...
Po paru sekundach na miejscu rozzłoszczonego niedźwiedzia stał już całkiem nagi krasnolud.
- Ubierz się w coś - mruknęła ze wzgardą kobieta - Musimy szybko odejść. Strażnicy za parę minut będę mieli tu patrol.
Trzy postacie szybko zniknęły w ciemnej alejce.
Berseker stał jeszcze chwilę nad krwawymi szczątkami Hogguna. Uśmiechnął się triumfalnie.
- O ironio...- szekł cicho, podnosząc artefaktyczne młoty krasnoluda - Chciałeś ich ocalić, a przyczyniasz się do ich klęski, dając w moje ręce tak potężną broń.
Vardoth splunął na ciało starca.
- Nie byłeś wyzwaniem...Bez tej broni to trwałoby jeszcze krócej...Twoje młoty dały ci tylko kilka sekund życia...Modlitwy do twoich fałszywych bogów nie dały rezultatu...
Berseker stłumił ostatnie słowa, na dźwięk butów wyłaniających się zza rogu strażników. Krasnolud szybko zniknął w alei za swymi towarzyszami. Noc okryła go swym czarnym płaszczem i ukryła przed spojrzeniami ludzi, których primitywne oczy nie widziały w ciemnościach mimo blasku latarni... Księżyc ukrył się za chmurami. Natchnienie bardów, jasny symbol Selune będzie na zawsze pamiętał śmierć bohatera i nie szepnie o niej nikomu. Tajemnica pozostanie skryta wśród nocnej mgły Grungportu. Tajemnica krasnoluda, który poświęcił swe życie chcąc ostrzec drużynę śmiałków, którzy w najgorszych koszmarach nie przypuszaliby, jaki mroczny sekret wisi nad tym niepozornym miasteczkiem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Twierdza Zaknafeina Strona Główna -> Twórczość użytkowników Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin