anaron_duke
Poziom 5
Dołączył: 06 Sie 2005
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Pon 19:10, 26 Wrz 2005 Temat postu: Araconus Maynhel |
|
|
Najlepiej jest zacząć opisywanie historii postaci słowami zrozumiałymi, lecz nietypowymi. Świadczy bowiem to o owej osobowości, która później będzie przemierzała świat w poszukiwaniu przygód. Istota ta jest bowiem żywym stworzeniem żyjącym w żywym świecie, a wszystko, co żywe, ma i swój początek…
Mój początek nie był jednak nietypowy, zadziwiający czy zdradzający moją moc. Nie było żadnych znaków na niebie wskazujących na narodziny potęgi, nie nastawała ciemność na całym świecie, zwierzęta nie zaczynały mówić ludzkim językiem, nie płynęła krew w rzekach i jeziorach zamiast wód… Nie, to akurat było – było pełno krwi w czasie mego przyjścia na świat. Był to początek kłótni Czerwonych magów, trwającej po dzisiejszy dzień, chociaż już nieprowadzonej z takim wielkim entuzjazmem jak wtedy. A był to krwawy entuzjazm i krwawe czasy. Niestety, niewiele pamiętam z tego okresu. Mój dom był zbyt bezpieczny, aby mogło się wokół niego wydarzyć coś takiego – a mym domem był pałac. Kiedyś będzie mój. Ale to później, na razie opiszę mą całą drogę do tego miejsca, w którym się teraz znajduję.
Mimo niezbyt mądrych i inteligentnych rodziców, moje szkolenie na czerwonego maga przebiegało bez komplikacji. Dzięki zręcznym i mocnym dłoniom mego ojca, jego wyroby kowalskie cieszyły oko naszego Pana, a moja matka przyrządzała na stół pański wspaniałe jedzenie. Dawało to mi możliwość nauki magii, która była wspierana z zasobów mego Pana. Dureń chciał zrobić sobie ze mnie nadwornego maga, zyskując na swym prestiżu. Nie miał pojęcia, do jakich celów jestem przeznaczony, ani jakie jest moje powołanie. Był absolutnie pewien, że służyć mu będzie przyszły Czerwony Mag. Ale póki łożył swoje zasoby na moje doskonalenie, nie miałem zamiaru się go pozbywać. Niestety, po dość niedługim i zarazem niekrótkim czasie, moje szkolenie zostało brutalnie przerwane. Ale o tym zaraz, najpierw o beznadziejnych szkoleniach w magii…
/*
Najpierw musiałem wybrać szkołę, w której będę się uczył i najbardziej rozwijał. Wybór szkoły magii wiązał się z wyborem określonego Czerwonego Maga jako nauczyciela, czyli wyborem określonej strony w owej kłótni. Wiązało się to z pojedynkami między Czerwonymi Magami, także i nowicjuszami. Nie zamierzałem zginąć od podstępnej pułapki walki z chwilowo przewyższającym mnie mocą nowicjuszem niegodnym nawet mego spojrzenia, więc zastanowiłem się dokładnie nad owym wyborem. Iluzja wydawała mi się słaba – dawała olbrzymie co prawda możliwości, ale każdy efekt użycie tej magii był niestabilny, i nigdy nie wiadomo było czy się uda i podziała na ofiarę. Natomiast potężni iluzjoniści nie byli wstanie odróżniać za bardzo iluzji od prawdy – wszystko podejrzewali o bycie iluzją, oczywiście bardzo miernej jakości w porównaniu do tej, którą oni sami tworzyli – co powodowało, że byli święcie przekonani o swej słuszności i negowali większość rzeczy jako ułudę. Odpychanie z kolei jest szkołą zbyt defensywną. Co prawda jest w stanie ostatecznie obronić cię przed wszystkim, lecz jednocześnie musisz wiedzieć, że jesteś zagrożony i być w stanie pokonać zagrożenie innymi siłami. Przyzywanie natomiast było atrakcyjne, umożliwiając tworzenie sobie swojej własnej ochrony. Z drugiej strony, nigdy nie chciałbym się spotkać ze stworzeniem, które często przyzywałem dla własnych celów. Wieszczenie to głupota. Jak jesteś słaby w nim, to nie wiesz czy to co przekazała Ci magia, to prawda. Jak jesteś silny, to wiesz kiedy umrzesz i dostajesz paranoi, jak niektórzy wysocy Czerwoni magowie, gdy wieszczyli sobie o kilka rzeczy za dużo niż by chcieli wiedzieć. Wywoływanie jest potężną szkołą. Widziałem potężnych magów wywoływaczy, którym nikt nie był wstanie stanąć na drodze i zagrozić. Ale Ci potężni magowie jednocześnie znali mało wszechstronnych czarów – poświęcenie się wywoływaniu kosztuje bardzo dużo wysiłków, uniemożliwiając zbadanie innych szkół dogłębniej. Kolejną szkołą nad którą się zastanawiałem była transumtacja. Umożliwiała ona przemianę rzeczy jakimi były w cokolwiek innego. Potężni magowie byli wstanie stransumtować się w potężnych wojowników, dowolnie zmieniać swoją formę a także teleportować się na dowolne odległości. To była szkoła, jakiej pragnąłem – niestety zbyt kosztowna jak na koszta które mój Pan gotowy był wyłożyć dla swego niby przyszłego maga nadwornego. Przypatrzyłem się więc kolejnej szkole – zaklinaniu. Czarodzieje z tej szkoły byli wstanie zawładnąć umysłem każdej istoty która żyła. Lecz jak zauważyłem, owe istoty były świadome kontroli maga nad sobą, co nie podobało im się i w gdy czas zaklęcia gasnął – należało te istoty uwięzić lub usunąć. Całkowicie to zaprzeczało w ogóle idei wykorzystywania tych zaklęć. Chcąc nie chcąc, ostatnie me kroki skierowały się do zobaczenia efektów ze szkoły nekromancji. Ożywianie trupów nie spodobało mi się za bardzo, ale zauważyłem inne aspekty nekromancji – strach i śmierć, którą mogła wywoływać, w dodatku w o wiele mniej widoczny, lecz bardziej zabójczy sposób. Także moje przeznaczenie dało znać o sobie, podsuwając do zakutej głowy mego pana ideę, że posiadanie u siebie nekromanty wywołuje większy prestiż, a także strach i obawę, co w owych czasach kłótni Czerwonych magów umożliwiało przeżycie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|